-
Karina do jasnej cholery! Matka się o coś pyta. Zejdziesz w końcu?
To
tata.
Była
godzina bodajże jedenasta z czymś. Dla mnie to noc. Piętnasta to
nad ranem. Całkowite rano o szesnastej. Budzić proszę między
szesnastą, a dwudziestą. Albo w ogóle. Taki mój jeden, maluteńki
warunek.
Założyłam
poduszkę na łeb. Wiedziałam o co moja mama chciała pytać.
Wczoraj zjadłam jedynie kolację, niczego nie tłumacząc i poszłam
spać. Więc jeżeli zejdę, będę zmuszona wszystko wyjaśniać, a
ja nie chciałam. Ale wołanie nie ustawało, wręcz przeciwnie, było
coraz głośniejsze i namolne.
Zeszłam
dopiero po 12.
-
Gdy wołam, schodzi się od razu! I jak Ty wyglądasz dziecko?! Nic
się nie zmieniłaś. Ten rok we Włoszech nic Ci nie dał! - od razu
tona pytań, wyrzutów. Tak, w szczególności za tym tęskniłam.
Siadłam
niechlujnie na krzesło. Rodzicielka patrzyła na mnie spod byka. A
ja przecież jej złotych gór nie obiecywałam, w zasadzie niczego
jej nie obiecywałam, a już na pewno nie poprawy.
-
Masz tu zgłoszenie o pracę. Nie będziesz mi się lenić w domu,
kiedy możesz zrobić coś pożytecznego.
Spojrzałam
na kartkę, potem na nią, i znowu na kartkę, i znowu na nią.
W
sumie to rozpierała mnie nijaka radość, że nie pyta o szczegóły
nagłego powrotu. Zero tłumaczeń i takich tam. Dla mnie spoko.
Zawsze lubiłam łatwe rozwiązywania sytuacji, w których się
znajdowałam, ale nie łatwo za to o nie było. Jakoś dawałam radę.
Ale z drugiej strony, to ja nie chcę pracować. Wszystko, tylko nie
to. Ja tu chciałam odpocząć, a nie zapierdalać od rana do nocy za
parę groszy. To ja wolę wrócić do Włoch; albo nie, cofaj!
Ale
skoro moja mamusia chce dla mnie dobrze, choć i tak nie będzie,
wiadomo, że się nie zgodzę na żadną pracę, to ja z chęcią
przeczytam jakie zgłoszenie dla mnie wynalazła.
Dojebała
na maksa z tą pracą.
-
Że niby dziecko mam pilnować?! Po jakiego chuja? To mi się w życiu
nie przyda!
-
Oj przyda Ci się! Sama kiedyś rodzinę założysz. A tu proszę,
mama co nie umie zakładać pieluchy, to jest dopiero wstyd!
-
Mamciu, ale to dziecko ma 7 lat. Jemu chyba pieluchy nie trzeba
zakładać. - spojrzałam na nią z sarkazmem.
-
To żadne wytłumaczenie. Za chwilę widzę Cię ubraną i ładnie
idziesz starać się o tą pracę!
-
Ale ja nie chcę! Pomyślałaś o tym? Oczywiście, że nie. Zawsze
wiesz wszystko najlepiej.
-
Wiesz, że mnie już nie ruszają tego typu teksty? - uśmiechnęła
się do mnie triumfalnie. - Zawsze lubiłaś dzieci, nie zaprzeczysz.
Myślę, że ta praca wyjdzie Ci na dobre.
-
Sratata. - bąknęłam.
Dlaczego
ona zawsze musi mieć rację?
Podjechałam
pod ich dom autem ojca. Dziwne, że mi dał. Na pewno gdzieś w jego
pamięci utkwiła ta stłuczka. I tak jak już wcześniej
wspominałam, na polskich drogach nie da rozpędzić się do 200km/h.
Powód? - popękane ulice. Ja osobiście uważam, że zwinięcie
autostrad po EURO 2012 było błędem, ale okej, premier wie lepiej.
Btw,
podjechałam pod nie byle jaki dom! Ogromny, biały, z dużym
ogródkiem, a ja mam słabość do ogródków. Kiedyś miałam swój,
ale tata mi go skosił. Byłam unhappy. Próbowałam założyć jakiś
we Włoszech, ale Paolo za nic nie chciał słyszeć o czymś takim.
I ja nie wiem czemu.
I
jeszcze ta duża, czarna brama, i skrzynka pocztowa, z inicjałami:
D. M. Winiarscy. Nie znam ludzi.
Nie
od razu zostałam wpuszczona na posiadłość. Chwilę to wszystko
trwało. Tylko żebym nie zastała nikogo w ręczniku! Ja mam do tego
szczęście.
Wyszedł
mi naprzeciw. Był ubrany, nie ma striptizu. Zmierzyłam go od góry
do dołu, a uwierzcie długość miał niesamowitą. Chodząca wieża
AJFLA.
-
Cześć. - och, od razu na Ty? - Z ogłoszeniem o pracę? Wiesz, nie
mam czasu teraz, muszę odebrać syna ze szkoły, ale gdybyś mogła
chwilę poczekać, to na pewno jak wrócę się zgadamy.
Ja
tu do niego przyszłam, a on figluje mnie jakimiś wymówkami. Daję
mu szansę, aby znalazł swojemu synowi dobrą niańkę (bo nie
powiem, ale w pilnowaniu dzieci jestem jeszcze bardziej zajebista,
niż w tym, no wiecie), on natomiast kazał mi czekać. To nie mi
zależy na tym, żeby bawić jakiegoś bachora, to chyba mu powinno
jak już.
-
To jak, może być? - kiwnęłam głową.
No
tak, bo ja wolę być miła i uprzejma. A przecież mogłam mu
wygarnąć albo co najmniej podziękować za propozycję pracy i do
wiedzenia. Ale tego nie zrobiłam. Od zawsze jebałam szerokim
uśmiechem wokół ludzi. To było do mnie nie podobne, bo w domu
zachowywałam się zupełnie inaczej. Coś z plusem i minusem. Ale
obchodziło się. Ludzie mnie za to kochali.
Czekałam
niecałe 15 minut przed ich domem, siedząc na masce samochodu i
dłubiąc słonecznik. I muszę powiedzieć, że w wewnątrz domu
mają o niebo lepiej, niż na zewnątrz. I już wchodząc, zdołałam
się zgubić. Pośród własnych myśli.
-
Imię, nazwisko, wiek, jaką szkołę skończyłaś? - pytał,
grzebiąc w jakiejś wielkiej torbie.
-
Karina Skalska. 23 lata. Studiowałam dziennikarstwo. I nie, nie
pilnowałam nigdy dzieci, jeżeli o to pan też chce zapytać, chyba
że liczą się koty, bo je akurat pilnowałam, znaczy się
próbowałam, jeden wypadł przez okno, drugi po prostu zatruł się
karmą, nie moja wina przecież, to w sklepie mi ją polecali, ale
miałam też psa, no ale go to samochód potrącił, wie pan śmierć
na tysiąc sposobów. Ale miałam też rybkę...
-
Starczy już. - przerwał mi, wbijając we mnie żelazny wzrok.
Error,
Error, Error! Czy ja zawsze muszę gadać takie głupoty, kiedy o
ważną rzecz humanitarną chodzi?
-
Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja potrzebuję odpowiedzialnej i
rozsądnej opiekunki, a nie roztrzepanej.
-
Ja jestem odpowiedzialna i rozsądna. Może czasami za dużo głupot
gadam, albo za dużo jem, ale tak ogółem to wszystko ze mną w
porządku. Mogę to udowodnić, ale tylko wtedy, gdy da mi pan tą
pracę.
Chwilę
patrzyłam na niego niepewnie. Znów się pakował, znów zachowywał
się tak, jakby mnie obok niego nie było. Jezusie, chamscy faceci są
wszędzie! I co z tego, że ten jest nieziemsko przystojny, że ma
anielsko niebieskie oczy, i diabelsko seksowny trzydniowy zarost,
który dodaje mu tylko uroku, skoro zachowuje się jak każdy inny!
-
Czyli jak będzie? Dam z siebie wszystko.
Nie
wiem po jaką cholerę się tak staram o tą pracę. Może dla mamy i
dla świętego spokoju, a może dlatego, że źle to wszystko
rozegrałam, i po prostu mam teraz nieźle w bani nasrane, czy coś w
tym stylu. Choć szczerze wolałam, aby jak najszybciej odpowiedział,
i aby to wszystko się skończyło, jak zaczęło.
-
Ponieważ jako jedyna jeszcze tu stoisz, prosisz o pracę, a uwierz
wiele kandydatek było na twoim miejscu, jednak szybciej stąd
wychodziły, jak wchodziły, dlatego... Masz tą pracę.
Masz
tą pracę, nie spierdol tego. To
wszystko było takie suche. On był taki suchy.
Może dzięki tej
jego suchości wszystkie stąd wychodziły, nie starając się
bardziej o miejsce?
-
Dziękuję. - wcale nie powiedziałam tego z wdzięczności. Czułam,
że dał mi tą pracę z litości, lub z wyboru, bo innej już nie
znajdzie.
-
Zaczynasz od jutra. Bądź na 9. A teraz przepraszam, ale muszę
uciekać na trening.
Wyszłam. Czułam
się cholernie źle. Łaski mi przecież nie robił daniem mi tej
pracy. Mógł równie dobrze mnie spławić. Kurde, ale nie. Chwilami
sama już nie wiedziałam, czego tak naprawdę chcę. Chciałam
pracę, i jej nie chciałam. Albo ja po prostu jestem jednak dziwna,
albo po prostu wyjazd do Włoch mi zaszkodził.
Myśląc tak o
wszystkim i o niczym, i może też trochę o tym, co będzie na
obiad, przeskakiwałam co dwa schodki, kierując się ku bramie.
-
Pani będzie moją nową opiekunką? - usłyszałam pytanie za sobą.
Nie sądziłabym
nigdy, że syn tej chłodnicy, może być aż tak słodki. W sumie
mógł to odziedziczyć po ojcu, ale miałam nadzieję, że charakter
ma raczej po mamie. Blond włoski, niebieskie oczka i jego urok
osobisty był o niebo lepszy od Seniora. Kucnęłam przed nim,
uśmiechając się do niego.
-
Tak, będę twoją nową nianią i obiecuję, że nie będziesz się
ze mną nudzić. - Pstryknęłam go w nos. Myślałam, że chociaż
to go rozweseli, ale nie, on nadal był smutny.
-
Poprzednia niania też tak mówiła. A potem pokłóciła się z tatą
i już więcej nie przyszła.
-
Ja na pewno tak szybko nie pójdę. Zostanę z tobą, ile tylko
będziesz chciał. Zgoda?
-
A pójdziemy na plac zabaw? Bo tata nie ma czasu nigdy.
-
Pewnie, że pójdziemy. I jeszcze w inne milion miejsc, do których
będziesz chciał iść. - uśmiechnął się na sam dźwięk tych
słów. Zdecydowanie wolałam go uśmiechniętego, niż smutnego.
Samochody i ich
mechanizm były dla mnie obce. Nawet mój ojciec nie za bardzo znał
się na penetrowaniu wnętrza auta, dlatego odsyłał je szybko do
warsztatu. Dziś niestety byłam zmuszona, by stanąć na poboczu
drogi, by nie rozwalić pojazdu do końca.
A kiedy myślałam,
że będę musiała wracać piechotą, zjawił się On i z tym
zajebistym uśmiechem po prostu zaoferował pomoc.
Jego
postawa, jak i loki razem z twarzą, no dobra całym nim, skutecznie
mnie rozpraszały. Każdy jego ruch zapamiętywałam dokładnie.
Pierwszy raz widziałam mężczyznę, który sam od siebie zaoferował
coś kobiecie. Czyżbym trafiła na kogoś idealnego? Nie, tacy nie
istnieją. Raczej.
-
Już, gotowe. - otrzepał ręce i zamknął maskę samochodu.
Nie
był Polakiem. Jego akcent zdradzał wszystko. Ale to tylko
polepszało sprawę.
-
Dziękuję ślicznie. Nie wiem, co bym bez pana zrobiła. - tak,
uprzejma ja, zwracająca się per „pan”.
-
Aleks. - wyciągnął dłoń, a ja uścisnęłam ją z bananem na
twarzy.
-
Karina.
I
chyba rozśmieszył go mój bananowy uśmiech, bo parsknął
perlistym śmiechem. Ach, chodzący sex!
-
Może w rekompensatę dasz się zaprosić na gorącą czekoladę? -
zapytałam, mrużąc prawe oko. Ten tik nazywał się u mnie drobną
niepewnością.
-
Uwielbiam czekoladę. Ale przepraszam, śpieszę się. Może innym
razem.
Ugh,
będzie następny raz! Nawet nie wiecie, jak rozpierdalało mnie od
środka, i nie ze złości, tylko ze szczęścia.
Dopiero,
gdy się rozeszliśmy, a ja znowu ruszyłam w drogę do domu, zdałam
sobie sprawę, że następnego razu nie będzie. Nie znaliśmy się,
więc niby jak? Nie wierzę w przypadki, ale gdyby jednak...
Walnęłam
pięścią o kierownicę, gdy podjechałam pod garaż. Matka wyszła
ze ścierką na przywitanie i machała nią tak, jakby co najmniej
miałam wrócić z dalekiej podróży lub z takowej podróży wracać
minimum po dziesięciu latach. Kiwnęłam jej do niej głową ze
słabym uśmiechem, zamykając samochód.
-
I jak? - pytała, gdy przegryzałam jabłko. - Dostałaś pracę?
Miłe dziecko? A ile będą ci płacić? Ty, a ten tatuś to jaki
jest, co robi?
Pokręciłam
zabawnie głową, patrząc na własną matkę, jak na debilkę, i
wcale nie chciałam jej w tym momencie urazić. Jest kochana, pytała
o wszystko, troszczyła się i interesowała, ale... no właśnie,
jest ale. Czasami przeginała, a ja nienawidziłam jak ktoś
przeginał.
-
Mamo, spokojnie, oddychaj. - odezwałam się wreszcie, konsumując
jabłko, przez co mówiąc, plułam. Tak, dobre wychowanie się
udzielało. - Dostałam tą pracę, nie bój dupencji mamciu. Młody
całkiem słodki i strasznie podobny do tatusia, który no nie
oszukujmy się, zachowuje się jakby był pępkiem świata. Ale...
dla świętego spokoju waszego i mojego będę tam pracować, ile
tylko będzie mi dane. - uśmiechnęłam się na sam koniec, jakbym
chciała przekazać, że kłamałam.
-
Jestem z Ciebie dumna, Karinko. - ujęła moją twarz w dłonie i
obśliniała jeden z policzków. Skrzywiłam się, wycierając się
rękawem.
-
Mamooo! Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem już mała dzidźka.
-
Oj kochanie. Nie było cię tyle, a mi trudno jest przyzwyczaić się,
że dorosłaś. Tak bardzo nie chciałam, żebyś dorastała. -
wyraźnie posmutniała.
-
Ej, mamuś, a chciałaś żebym dalej tłukła ci twoje ulubione
wazony i wywalała dopiero co poukładane ciuchy z szafy?
-
Masz rację. Lepsza taka duża ty, niż ten mały chuligan. -
uśmiechnęła się.
-
Tak, wiem. Byłam małym gnojkiem, którego nie znosiliście, ale
kochaliście. - przytuliłam ją. - Kocham cię i dziękuję, że
tyle dla mnie robisz. - szeptałam jej do ucha.
-
To nasz obowiązek. Wyrosłaś na porządną dziewczynę, ba kobietę.
Jesteśmy z tatą z ciebie dumni.
Nie
macie z czego być dumni.
-
A właśnie! - oderwała się
ode mnie. - Dzwonił jakiś mężczyzna i pytał o ciebie. Kazał
przekazać, żebyś o nim nie zapomniała. To jakiś twój kolega z
Włoch? - pytała, zabierając się za krojenie sałaty na kolację.
-
A mówił jak ma na imię? - zapytałam podejrzliwie.
-
Coś na P. Czekaj, czekaj. Ach tak już wiem. Paolo.
no to ten, brniemy dalej.
jeżeli czytacie, wpiszcie się w zakładkę 'informowani'. naprawdę, tak będzie mi lepiej i łatwiej Was informować.
zakłada 'czytam' w budowie. mam małą prośbę, mogłybyście napisać w tej zakładce w komentarzu, że czytam Wasze blogi? jest tego tyle, a ja się gubię. byłabym wdzięczna.